Czy uchodźcy mogą przynieść choroby zakaźne do Polski
Zagrożenia zdrowotne związane z migracją ludności były i są realne. Jeżeli stworzymy warunki dla dyspanseryzacji, kwarantanny nosicieli i stworzenia grup ryzyka, to niebezpieczeństwo zminimalizujemy, niestety całkowicie wyeliminować się nie uda. Exodus olbrzymich mas ludzkich osłabionych, często wycieńczonych i wychudzonych ekstremum podróży stwarza realne ryzyko zawleczenia chorób, które w tamtych warunkach były normalką, u nas nie są i nigdy nie będą. Musimy mieć świadomość konieczności kampanii edukacyjnej dotyczącej możliwości wystąpienia chorób przyniesionych przez ludzi, którym chcemy i trzeba pomóc. Największe niebezpieczeństwo stanowią ci z nich, którzy na dziko dostali się do Europy, bez niezbędnego spektrum badań, np. serologii wiodących infekcji wirusowych i bakteryjnych, rtg klatki piersiowej, morfologii krwi, CRP, badania ogólnego moczu, u wielu kału i plwociny na posiew, a przede wszystkim bez wstępnego badania lekarskiego.
Z gruźlicą już mamy duży problem odkąd zniesiono próby RT23 u młodzieży i dzieci, a jednocześnie zaniechano systematycznych badań obowiązkowych w tym kierunku. Odsuńmy proszę politykę na bok. Choroby zakaźne nie dyskryminują czy ktoś jest za, czy przeciw Kaczyńskiemu i czy Zembala odpowiada w mniej lub bardziej opryskliwej formie. „Złapał kozak tatarzyna, a tatarzyn za łeb trzyma”, błagam w tej kwestii bezpieczeństwa zdrowotnego odpuśćmy sobie to theatrum. Nie wypuszczajmy pary w gwizdek.
W 1973 roku, jako lekarz konwojów z wodą do posterunków United Nations Emergency Forces in the Middle East (UNEF) pozostawałem stale w ruchu pomiędzy Port Saidem – Aleksandrią- Suezem – Ismailią i linią Bar Leva na Synaju. Okresowo trudniłem się również opracowaniem sanitarnym autochtonów do pracy fizycznej w headquarters. Nie wiem jak jest w tej chwili, ale sądząc po tym jak wyniszczające wojny dotyczą krajów Bliskiego Wschodu i Maghrebu, to nie mogło się poprawić. To było przerażające, tylko co 5-ty kandydat nie stwarzał niebezpieczeństwa zakaźnego i był w ogóle zdolny do jakiejkolwiek pracy. Wystarczyło przyłożyć fonendoskop nad szczytami płuc, aby usłyszeć to, czego nigdy nie słyszałem w kraju, a tylko czytałem w podręczniku badania przedmiotowego, że coś takiego patologicznego w sensie fonicznym jeszcze istnieje, oczywiście były to objawy czynnej gruźlicy w formie phthisis florida. Palpacja dostępnych węzłów chłonnych, wątroby i śledziony przez powłoki brzuszne, natychmiast eliminowała połowę chętnych. To, co było w jamie ustnej i na skórze eliminowało następną 1/3 tych chorych ludzi, którzy nigdy się nie skarżyli, ani nie leczyli. Weźmy inną, niby egzotyczną chorobę bilharcjozę powodowaną przez przywry z rodzaju Schistosoma, które bytują w naczyniach krwionośnych żywiciela. Źródło zarażenia stanowi chory człowiek lub zwierzę wydalające jaja pasożyta, które stanowią źródło inwazji dla żywicieli pośrednich. Na szczęście w naszej strefie brakuje wektorów epidemicznych tj. ślimaków Bulinus, Biomphalaria, Oncomelania bytujących w kanałach nawadniających pola fellachów, gdzie w większych zbiornikach dokonuje się codziennych ablucji mimo obecności rozrzedzonych fekalii i moczu. Nigdy nie wiadomo, a doświadczenie lekarskie uczy, że jest to możliwe, że znajdzie się inny wektor w naszej strefie. Leiszmanioza czy amebiaza są bardzo częstymi parazytozami, wywoływanymi przez pierwotniaki, charakteryzującą się dużą różnorodnością form od samoograniczających się postaci aż do śmiertelnej choroby narządowej. Zmierzam do tego, że te choroby zakaźne, które wydają się należeć do historii medycyny (dur brzuszny, paradury, dur plamisty czy inwazyjne robaczyce) mogą stać się ponownie realnym zagrożeniem tu i teraz. Faktem jest, że nasze warunki klimatycznie i środowiskowe nie sprzyjają rozwojowi wielu chorób, ale do zakażenia dojść może. U uchodźców często występuje gruźlica, na pewno zostaną przywleczone choroby przenoszone drogą pokarmową i płciową. To nie jest sianie defetyzmu, zapewniam, to wymaga realnego spojrzenia na zagrożenia, trzeba słuchać doświadczonych lekarzy. W tej chwili nachodzi mnie jeszcze jedna refleksja z tamtych lat. Definiując tych ludzi pod kątem sanitarnym jako chorych, ale niezakaźnych, z nich nie będzie wiele pożytku jako współobywateli. Ich różnorakie cierpienia (widziałem jak zaciskają zęby z bólu, kiedy usiłowali wykazać, że mogą pracować) w pewnej części przypadków zasilą naszą armię kalek niezdolnych do żadnej pracy.