Idzie nowe: Unia Europejska wzywa Polskę do zwiększenia efektywności w Podstawowej Opiece Zdrowotnej (POZ)
Postuluje i sugeruje zmniejszenie liczby hospitalizacji i liczby szpitali. Oto specjaliści Instytutu Ochrony Zdrowia i ich eksperci (ze zdumieniem czytam figurujące tam nazwiska) przedstawili dane mówiące o konieczności likwidacji najmniej wydajnych placówek. Beż żadnych negatywnych konsekwencji dla pacjentów i dla systemu ochrony zdrowia w Polsce można w ciągu kilku kolejnych lat zlikwidować ok. 60 tys. łóżek szpitalnych - to jest 1/3 ogółu łóżek.
Niektóre szpitale wykorzystują swój potencjał jedynie w 40-60 procentach. Pieniądze, które dziś wydajemy na lecznictwo szpitalne z dużo większym pożytkiem można by wydać w lecznictwie podstawowym i specjalistycznym, z większymi efektami dla zdrowia Polaków…
Hm! Rzeczywiście w niektórych oddziałach i w niektórych klinikach są puste sale czekające na pacjentów, ale jest to zjawisko marginalne. Gdyby NFZ przyznawał kontrakty odpowiadające rzeczywistym potrzebom chorych, koordynował to i monitorował? Sądzę, że natychmiast znaleźliby się chorzy do hospitalizacji i zniknęłyby długie kolejki na deficytowe zabiegi. Kupujemy sprzęt, którego się potem nie wykorzystuje, a jeżeli już to nie jest wykorzystywany ekonomicznie, to znaczy okołodobowo. To pociąga za sobą obsadę dyżurową wysokich specjalistów, a tych albo brakuje, albo nie chcą i nie mogą pracować za tak niskie stawki. Kółeczko w ten sposób zamyka się z powodu haniebnie niskich nakładów w całej polskiej ochronie zdrowia. Dzielenie biedy jak włos na czworo i przerzucanie akcentów finansowych z lecznictwa zamkniętego do otwartego nie wróży nic dobrego, bo wszyscy się chyba zgodzą, że pieniędzy w obiegu systemu naszej ochrony zdrowia w stosunku do narastających potrzeb jest alarmująco mało. Nic tu nie wniosą dywagacje ekspertów, bo sami wiedzą, jaka jest praprzyczyna. Oto społeczeństwo starzeje się, najwięcej wydatków per capita w ochronie zdrowia wydajemy w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy naszego ziemskiego życia (aż 80%), jednocześnie wzrastają możliwości diagnostyczne wysoko utechnicznionej aparatury, która kosztuje krocie a jeszcze więcej utrzymanie jej w gotowości dyżurowej, czy leczniczej. Lawinowo narastają koszty, narasta dług za postęp w medycynie, on jest nieuchronny. W sezonie jesienno-zimowym „internistyczni” pacjenci z Łodzi są wożeni do Łowicza, Opoczna, Kutna i Sieradza, czyli nawet 100 km od miasta. Gdy zlikwidujemy jeszcze kilka oddziałów, ograniczmy liczbę łóżek, to pojadą do Oleśnicy lub Tarnowa. Panoptikum grozy obserwujemy w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych (SOR), które jakoś muszą sobie radzić z nadmiarem chorych mających wskazania do hospitalizacji. Spróbujcie o 23-ciej znaleźć w Łodzi wolne łóżko internistyczne. Lekarze rozpaczliwie wydzwaniają po szpitalach w poszukiwaniu miejsc dla pacjentów zalegających na SOR. Zwiększenie nakładów na POZ z kolei da wymierne korzyści dopiero po paru latach. W chwili obecnej profilaktyka i badania przesiewowe to margines potrzeb. Należałoby uzależnić wysokość składki do ZUS i ubezpieczycieli prywatnych od wywiązania się z obowiązku wykonywania określonych badań profilaktycznych w odpowiednim czasie, nie mogą to być hurra akcje. Na kolonoskopię i gastroskopię pacjenci są wysyłani z POZ, ale naTK (tomograf komputerowy) i NMR (rezonans magnetyczny) już nie. Wymuszanie tych badan przeniosło się z POZ do AOS (ambulatoryjna opieka specjalistyczna), a ta nadal jest niedoinwestowana w stopniu zezwalającym na ich wykonywanie wedle wskazań. To generuje hospitalizacje diagnostyczne. Oto jak ten projekt komentuje Wiesław W. Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii: bardzo proszę mi powiedzieć, kto przyjmie chorego na ostrą białaczkę, którego nie mam gdzie położyć w kierowanej przez mnie klinice? Mogę od ręki wysłać autorom tego projektu dziesięciu chorych na takie choroby, aby może łaskawie przejęli opiekę, jak tacy mądrzy. Z mojej perspektywy to łóżek jest za mało a nie za dużo. Mam chorych, którym grozi śmierć zanim się dostaną na oddział. Dajcie mi oddział w Warszawie to ja go założę chorymi. Może najpierw rozwiążcie te problemy, a potem się zajmijcie ogólnymi. Tymczasem stawki kapitacyjne w POZ nie ulegają zmianie od 2009 roku, nawet o wskaźnik inflacji. Nikt nie podejmuje się zrealizowania tak ważnych i wielokrotnie deklarowanych zadań, jak stawianie na profilaktykę dzieci i młodzieży, bo nie zapewniono w planie finansowym żadnych środków na ten cel. Boję się pomyśleć, jaki będzie ich stan zdrowia, gdy dorosną.