Narodowy Fundusz Zdrowia wycofał się z pomysłu dalszego wykorzystywania systemu eWUŚ do weryfikacji list pacjentów w 2014 r.
Udział osób o niepotwierdzonym przez system e-WUŚ uprawnieniu do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (świecą na czerwono) w skali kraju utrzymuje się od początku na poziomie od 7,5% do 10% co jest nieprawdziwe i jest powodem żenujących scen w gabinetach lekarzy (te dodatkowe deklaracje, podpisywanie, nerwy, udowadnianie, że „nie jest się wielbłądem”), a inni chorzy czekają.
System nie dokonuje także zmiany statusu w przypadkach, gdy pacjent stracił wiele czasu i wyjaśnił podstawę swojego uprawnienia do świadczeń w ZUS lub NFZ. Pomimo ogromnych środków finansowych wydanych na budowę tego systemu nadal nie osiągnął on zakładanej funkcjonalności i nie aktualizuje gromadzonych danych. Przy naszym mobilnym dostępie do internetu (w wielu ośrodkach gdzie pracujemy nie ma stałego łącza) ta ułomna cyfrowa weryfikacja skutecznie kradnie czas przeznaczony dla chorego. Tam, gdzie pracujemy w sieci przychodni czy szpitalu (cyfrowe wizyty, wydruk recept), system jakoś działa, ale jest zbyt wolny, często zawiesza się, a menu lekowe nie nadąża za listami refundacyjnymi. Zamieszanie jest duże, bowiem z nieznanych powodów, oprócz dość skutecznego Kamsoftu, spotykamy się z innymi systemami operacyjnymi, co wyklucza możliwość wyuczonej intuicyjnej obsługi. To również kradnie czas chorego. Oto obrazek: wchodzi kolejny chory, pozdrawia, lekarz wpatrzony w interface monitora coś tam odpowie, ale nie może oderwać oczu od ekranu, bo miele i miele, a poprzednia wizyta musi być zamknięta, o ile chcemy, aby NFZ za nią zapłacił. Wszak żyjemy z medycyny, to nasz zawód. Nie muszę dodawać, że taka introdukcja do gabinetu już na początku wprowadza lekki dyskomfort psychiczny, a w powietrzu wisi napięcie. Chory nie wie, jak ma się zachować, potraktowany jak intruz, nie ze złej woli lekarza, ale ułomności narzędzi, którymi obligatoryjnie musi biegle posługiwać się, o ile jeszcze chce mieć pacjentów.Z ostatniej chwili: dzięki interwencji Ministerstwa Zdrowia, które wreszcie dostrzegło sygnalizowane zagrożenie dla kilku milionów Polaków, którzy mogli być od stycznia 2014 pozbawieni bezpłatnej podstawowej opieki zdrowotnej. Od stycznia 2014 roku Fundusz chciał usunąć z list lekarzy rodzinnych ponad 3 miliony rzekomo nieubezpieczonych Polaków.