Nasze włóczęgi po bieszczadzkich oczeretach i bodiakach

Perełka architektury bojkowskiej (inna niż Łemkowie podgrupa górali w Karpatach Wschodnich), zbudowana na początku XVIII w. remontowana i konsekrowana w 1780 r. Cerkiew grekokatolicka p.w. Pokrow Przeświętej Bogarodzicy funkcjonowała do 1951 r. do czasu, kiedy ukraińskich mieszkańców wsi wysiedlono. Ikonostas z XVII w, cztery ikony powstałe w następnym stuleciu, feretron oraz siedem chorągwi procesyjnych trafiły do muzeum w Łańcucie. Dzisiaj w jej wnętrzu znajdują się inne obiekty liturgiczne. Cerkiew bojkowska w Równi, gdzie trafiamy przypadkiem, jest piękna trójdzielna i rosochota, czarny diament na tle śniegu. W promieniach zachodzącego Słońca zdaje się odpływać ku horyzontowi.

Dopóki jest jeszcze z nami, Bóg nie umarł w naszych zatwardziałych sercach i w tym widoku domaga się poszanowania sacrum, tradycji, żarliwej wiary ojców, tożsamości. Wszystkie części nakryte są sferycznymi kopułami różnych rozmiarów. Całość otacza szeroki okap, okna w cerkwi są prostokątne, zaś kopuły wieńczą kute krzyże. Dawniej znajdowała się tu cudowna ikona Matki Bożej z Dzieciątkiem otoczonej postaciami Proroków. Ikona ta ocalała z pożaru cerkwi w Smolniku nad Sanem spalonej przez Tatarów. Przy cerkwi znajduje się cmentarz z kilkoma starymi nagrobkami oraz zachowanym starodrzewiem. Ciekawy jest napis na ogrodzeniu, przypomina o ciągłości pokoleń tych, co odeszli i przyjdą. Cerkiew w Równi, cudownie ocalała i należy do nielicznych zachowanych na terenie południowo-wschodniej Polski bojkowskich trójdzielnych cerkwi kopułowych. Samo patrzenie na nią pogłębia duchowość człowieka i skłania ku modlitwie i dziękczynieniu tym, którzy to piękno dla nas mimo przeraźliwej biedy –zbudowali, upiększali, ozdabiali, konserwowali. Dla nich to było uosobienie i zmaterializowana forma tęsknoty do lepszego świata, egzemplifikacja ich marzeń i nadziei. Obecnie świątynia służy wiernym wyznania rzymskokatolickiego, jako kościół filialny p.w. Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych, należący do parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Ustjanowej. Rosochata samotna sosna wichrzyca na wzgórzu to osobny temat wart opisania. Te endemity roślinne, nagłe wychynięcia z lasu pokaźnego stadka łań z przychówkiem, ślady wilków – złodziei owiec przemyślnie wykradanych z obór i to pasienie oczu widokami rozległych widnokręgów, zderzenie zlewni 2 mórz (Czarnego i Bałtyku). To kiedyś po swojemu wedle przeżyć zazdrośnie w zakątkach pamięci zachowanych – opiszę. Przed załamaniem pogody zdążyliśmy wziąć udział w wyścigu narciarzy biegowych na rozległych a urokliwych, zarazem bardzo trudnych trasach w Ustjanowej Górnej pod grzbietem Żukowego. XXVII Bieszczadzki Bieg Lotników na dystansie 16 kilometrów stylem klasycznym ukończyłem wśród elitarnej grupy techników, czyli majstrów od ślizgania po wertepach, stromiznach, trawersach, ostrych zakrętach, mostkach, przewężeniach i Bóg raczy wiedzieć gdzie jeszcze – bez upadku, (co równa się brutalnemu przerwaniu marzenia o ukończeniu biegu). Ulka w swoim biegu otarła się o pudło, ja w ogonie, ale przegrać z najlepszymi w Polsce ślizgaczami do dla mnie honor. Później cani cross w edycji zimowej na biegówkach z pieskami po tych samych trasach, wielka przyjemność i wspaniałe przeżycie kolegialnie ze zwierzętami, które lepiej myślą od maszera, wietrząc niebezpieczeństwo znacznie wcześniej niż ludzie.