Cele lecznicze w chorobach cywilizacyjnych są trudne do osiągnięcia z przyczyn pozamedycznych

Wielu naszych podopiecznych po ujawnieniu się kilku schorzeń cywilizacyjnych (otyłości, nadciśnienia, cukrzycy, raka, udaru, zawału) zaczyna się osuwać, traci napęd życiowy, wycofuje się do wnętrza – rezygnuje z planów życiowych, które jeszcze wczoraj realizowali z takim uporem nie zważając na sygnały alarmowe, że zdrowie zaczyna szwankować. Przemęczenie, problemy z życiem intymnym, lęki, zaburzenia snu, idą w parze z utratą napędu życiowego i psychastenią. Problemy finansowe zaczynają ich przerastać, tracą nadzieję, pojawia się depresja, podskórnie ( tu trzeba psychoanalityka) daje się wymacać utratę nadziei na lepsze życie. Gubią cele życiowe, osuwa im się grunt pod nogami. Chorzy tacy tracą poczucie kontroli nad własnym życiem, narastające problemy zdrowotne przerastają ich. Przestają walczyć, jakość ich życia na skutek choroby znacznie się obniża. Odczuwają frustrację, gdyż system ochrony zdrowia w niewystarczający sposób pomaga im radzić sobie z tymi problemami. Wcześniej rozchwytywani, towarzyscy, powoli pozostają sami na placu boju o przetrwanie. Gubią gdzieś po drodze przyjaciół, znajomych, czują się odrzuceni i osamotnieni. Niejednokrotnie zadawaliśmy sobie pytanie, co możemy więcej zrobić, aby im pomóc i pozostawaliśmy w zakłopotaniu. Poza medycynę nie wolno nam wychodzić, czasami o coś pytani potrafimy doradzić, ale to już wszystko. Pozostaje niedosyt, próbujemy improwizować z jakąś grupą wsparcia, nie zawsze wychodzi. Czasami chorzy nam uświadamiają jak dalece nie znamy realiów życia na niskim poziomie dochodów, co ile kosztuje, jak przeżyć, aby nie ukraść. Jeżeli w tej grupie naszych podopiecznych staralibyśmy się wychodzić z prozdrowotnym stylem życia, leczeniem żywieniowym, czy codziennym treningiem mięśniowym byłby to nietakt, lub nieporozumienie. Mamy ponoć bardzo dobre, skuteczne leki. Wiemy, że one działają, ale w perspektywie roku prawie połowa chorych zaprzestaje leczenia lub istotnie je zmienia poza naszą kontrolą. W jaki sposób tych naszych chorych lepiej motywować; w jaki sposób ich przekonywać, że warto się leczyć i to wielowątkowo. Znalezienie sposobów motywowania chorych z chorobami cywilizacyjnymi, moim zdaniem, jest wyzwaniem przed wszystkimi praktykującymi lekarzami. Koniecznym jest wciągnięcie w ten proces leczniczy specjalistów spoza medycyny, którzy nauczą lekarzy bycia przekonującymi, bycia coachem. Coaching to umiejętność wspierania innych w rozwoju poprzez umiejętne prowadzenie uważnego i empatycznego, a zarazem profesjonalnego dialogu. Ustawiczną pracą nad realizacją celów leczniczych, usunięciem barier i udrożnieniem działania chorych w kierunku poprawienia ich stanu zdrowia. To ambitne zadanie ma dać choremu szansę poznania siebie, swoich motywów, zasobów i obszarów do osobistego rozwoju. Pięknie to brzmi i wbija mnie w kompleksy. Nijak nie znajduję czasu, ani zapału do tak żmudnej, organicznej pracy z chorym. Wyczuwam intuicyjnie, że jakieś sprawdzone fragmenty coachingu w bardzo ograniczonym zakresie i czasie, być może będzie można kiedyś przy lepszych „klimatach” dla lecznictwa ambulatoryjnego inkorporować do mojej praktyki. Pytanie pozostaje, gdzie, jakie siły środki trzeba uruchomić poza wizytą lekarską, aby taka posługa choremu przyniosła mu trwałe życiowe korzyści. To przyszło do nas z biznesu. Jeśli tak ustawiać tę relację, że chory to klient, a ja usługodawca, to rezygnuję i pozostanę przy swojej umiejętności komunikacji z naszymi chorymi.