Status quo polskiej ochrony zdrowia

Politycy tworzący programy naprawy systemu, nie potrafią określić ich celu i koncentrują się na  organizacji struktur i instytucji. Tymczasem nie ma klimatu politycznego dla zrównoważenia nakładów publicznych z zawartością koszyka świadczeń gwarantowanych. Wprowadzenie z kolei „sieci szpitali” pozostaje w opozycji do deklarowanej konkurencji między świadczeniodawcami. Szpitale w sieci będą uprzywilejowane i nie będą podlegały konkurencji.
Sprzeczne z zasadą równości i wolnej konkurencji pozostaje pomysł wprowadzenia przez NFZ dwuetapowego „konkursu ofert” w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej, w której zarabiam na chleb. Ochłapy rzucone po rozdziale skłonią mnie do odejścia z systemu i pracy wyłącznie na własny rachunek i ryzyko. To uderzy finansowo w chorego rzecz jasna. Mantra, że lekarze to krwiopijcy będzie powtarzana „ad mortum defecatum” i znowu będziemy czuć się winni. Warunkiem prawdziwej konkurencji jest nielimitowanie świadczeń, a ta idea nijak się ma do obecnego systemu w ochronie zdrowia. Z kolei przesłanie śląskiej kampanii „Partnerstwo w leczeniu pod hasłem - Leczę się skutecznie – przestrzegam zaleceń lekarza” wynika z faktu, że pacjenci nagminnie lekceważą zalecenia lekarzy, samemu decydując np. o dawkach przepisanego leku czy długości jego stosowania. Przyczyny takiego zachowania pacjentów leżą nie tylko w postawie ich samych, ale często także z braku odpowiedniej komunikacji z lekarzem, który pracując w systemie NFZ nie ma czasu na uszczegółowienie wskazań. Chodzi o to, by pacjent wiedział i rozumiał, dlaczego powinien przyjmować określony lek w taki czy inny sposób i jak długo. Najważniejszą przyczyną takiego stanu jest jednak ubożenie społeczeństwa i brak środków finansowych na leczenie. Konfabulant, histeryk, roszczeniowy, trudny w kontakcie, nie odwołuje wizyt – takie uwagi zapisują lekarze, pielęgniarki i rejestratorki o pacjentach w bazach danych, które działają w szpitalach i przychodniach, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych. W moim odczuciu nie ma wyłącznie znacznia pejoratywnego, dla zespołu lekarskiego i pielęgniarskiego ważna jest każda informacja o pacjencie, nawet ta, że pacjent lekceważy proces leczenia i osoby starające się mu pomóc. Polska służba zdrowia jest w kryzysie, jej agonia jest jedynie sztucznie przedłużana przez coraz to nowe techniki „inżynierii finansowej” i podstępne przerzucanie kosztów na pacjentów, samorządy terytorialne i pracowników ochrony zdrowia. Jednocześnie nakręca się histeryczną nagonkę na lekarzy, postponując nasz mandat zawodu wysokiego zaufania społecznego. Domagamy się uporczywie i długotrwale wzrostu nakładów publicznych na ochronę zdrowia, zwiększenia dostępności świadczeń zdrowotnych, zmniejszenia współpłacenia chorych za leki, zahamowania przekształceń szpitali w spółki handlowe, zerwania z plagą umów śmieciowych zawieranych z pracownikami ochrony zdrowia. Dziad swoje, baba swoje: polityczne koterie z ministrem zdrowia na czele twierdzą, że nakłady na ochronę zdrowia rosną systematycznie, ceny produktów leczniczych w Polsce należą do najniższych w Europie, nie ma żadnych przesłanek do ustawowego ograniczenia samorządów terytorialnych w przekształcaniu szpitali w spółki, a pracownicy – jeśli nie chcą – nie muszą przechodzić na umowy śmieciowe. Trudno także dociekać, dlaczego pracujący w ministerstwie lekarze nie rozumieją, dlaczego ich koledzy pracujący w przychodniach lub szpitalach wypisują teraz więcej leków na 100% niż czynili to przed wprowadzeniem ustawy refundacyjnej i nowych zasad wypisywania recept refundowanych. W polską służbę zdrowia wpisany jest niedostatek pieniędzy. Najwyższa pora, żeby porozmawiać o tym poważnie i jasno powiedzieć, na co państwo stać z naszych składek, a na co musimy płacić dodatkowo. Brakuje nam forum, na którym można moderować często sprzeczne interesy, jakie się w służbie zdrowia kłębią. Widać jak na dłoni, że parlamentarne komisje tej funkcji nie spełniają. „Nie chcę, żeby moje dziecko przechodziło z chorym ojcem taką szpitalną gehennę jak ja” pisze znany publicysta. Chcemy wierzyć, że system polityczny wciąż działa i choć trochę potrafi zmieniać państwo tam, gdzie to niezbędne. Czas najwyższy.