Jeszcze o lekach i farmakologicznej ordynacji lekarskiej

Związki lekarzy z wielkim biznesem farmaceutycznym trwają i co więcej tego po dziś dzień nie udaje się ich zlikwidować nigdzie na świecie. Pytanie czy lekarze powinni spotykać się z reprezentantami firm jest zadawane w wielu krajach. Firmy farmaceutyczne bronią się i opiniują, że najważniejszą misją ich pracowników jest misja edukacyjna.

To od nich lekarze dowiadują się o wprowadzanych na rynek nowościach, badaniach leków czy chociażby cenach preparatów. W czasie konferencji, zjazdów i kongresów medycznych mamy na co dzień do czynienia z mniej lub bardziej ukrytą reklamą leków, mającą przekonać lekarzy do ich stosowania w swoich praktykach. Moi pacjenci w szczerych rozmowach przyznają, że wielokrotnie zastanawiali się czy medyk przy podejmowaniu decyzji dotyczących leczenia pozostaje w pełni niezależny i nie przepisuje lekarstw pod wpływem „prezentów” od przedstawicieli. Lekarz sam musi zdecydować gdzie leży granica między byciem w porządku wobec pacjentów a współpracą z firmą farmaceutyczną. Wbrew pozorom etyka to temat ważny dla obu stron. Zarówno dla przedstawicieli medycznych jak i lekarzy. Tworzone są kodeksy etyki przez poszczególne firmy, nowelizowane są te, które wydają stowarzyszenia producentów leków. Mają one przypominać przedstawicielom, jakie jest ich właściwe zadanie i jak należy etycznie postępować. Również Naczelna Izba Lekarska w 2009 roku wydała broszurę „Lekarz, lekarz dentysta a przemysł medyczny”. Z drugiej strony wkład przemysłu w rozwój medycyny i opieki nad pacjentem jest trudny do przecenienia. Teoretycznie obowiązujące zasady przejrzystości finansowania pozwalają pacjentom i lekarzom na eliminowanie nieuczciwości i nadużyć.

 

Praktycznie każdy z nas ma w swoim domu małą aptekę. To wynik wykupienia wystawionych nam recept i nie stosowania się do zaleceń lekarza, zostawania leków, których kupiliśmy za dużo. Szuflady pełne leków to także wynik złej pracy lekarzy: braku rozeznania, od kogo, ile i jak długo pacjent zażywa leki. Osobiście staram się informować potencjalnych pacjentów, że do pierwszej wizyty muszą się przygotować. Pisałem o tym wielokrotnie na swojej stronie: jak się przygotować do wizyty u specjalisty, pierwsza wizyta u diabetologa, czy najczęstsze błędy w relacji lekarz – pacjent.  Zwykle bywa tak, że jeżeli stan nie jest naglący, a chory nie ma wiedzy co do aktualnie zażywanych leków, z jakiej ordynacji i gdzie to zostało udokumentowane, to wizyta zostaje odroczona na inny termin. Na ogół trafiam do wyobraźni i inteligencji chorych, czasami jednak kończy się to awanturą w okolicznościach, kiedy chory mimo to usiłuje mnie zredukować do poziomu „konduktora od kasowania biletów”. Tak było w przypadku chorej, która w portalu rankingu lekarzy postawiła mi złą ocenę. Wszelkie próby ogarnięcia leczenia od strony pozafarmakologicznej spełzły na niczym, a paniusia kazała mi dokładnie sprawdzać ceny leków względem swoich uprawnień, bo przecież tak dużo wydała na wczasach, czym nie omieszkała się pochwalić. Gdybyście mnie zapytali, jakie intencje każą zgłaszać się chorym do wizyty to odpowiem, że „dziwny jest ten świat”. Jeżeli sądzicie, że w pierwszej kolejności w nadziei na poratowanie zdrowia, to będzie to tylko częściowa prawda. Cele pozamedyczne są obecnie w mniejszości, ale zdarzają się na co dzień. Piszę o tym z rozgoryczeniem, bo sam spostrzegam u siebie „syndrom” zwiększonej czujności, a w takich warunkach trudno skoncentrować się na pryncypiach mojego zawodu. Dla lekarza najważniejsze jest dobro pacjenta, także finansowe. Nie powinniśmy przepisywać zbyt wielu leków i  zbyt drogich na jego kieszeń, gdy istnieją zamienniki. Jednocześnie cały czas musimy weryfikować na bieżąco przydatność poszczególnych leków w procesie leczenia i negatywne interakcje między nimi w organizmach podopiecznych. Dobrze, jeżeli gabinet lekarza jest „ocyfrowany” z dostępem do internetu. Możemy choremu demonstrować na zaktualizowanych listach, jaką sumę będzie musiał zostawić w aptece w skali miesiąca czy trzech miesięcy, jakie leki nawzajem się wykluczają, albo zwiększają ryzyko niepożądanych skutków ubocznych. Niestety poza kontrolą pozostaje około 40% leków sprzedawanych w aptekach w tzw. sprzedaży odręcznej, bez recepty. Rzadko kiedy, podczas standardowej wizyty pacjent pamięta i ujawnia te preparaty. Byłoby znacznie mniej negatywnych skutków działania leków, gdyby nasi pacjenci dostrzegali ten związek i bardziej skupiali się na celach leczenia możliwych do osiągnięcia metodami pozafarmakologicznymi.