Moje utyskiwania na codzienną pracę diabetologa

Obserwuję na co dzień coś takiego jak „diabetologiczna tabletkologia i pseudoleczenie kurczowo oparte na glukocentryzmie”. Mam pecha, trafiają do mnie chorzy, których nikt nie chce leczyć. Zły był początek a teraz mam do czynienia z syndromem przeleczenia farmakologicznego.

Koncentracja wyłącznie na lekach i wepchnięcie chorego w  toksyczną polipragmazję, otłuszczenie ciała i negatywną interakcję leków przeciwcukrzycowych  z innymi. Te inne leki są ordynowane larga manu przez specjalistów z innych dziedzin, którym nigdy nie przychodzi do głowy tzw. „zsypa” czyli wszystkie leki na biurko, bo chory cuchnie apteką na odległość.  Generalnie moi podopieczni gdy trafiają po raz pierwszy mają późne komplikacje choroby cukrzycowej i od kilku lat powinni być także insulinowani. Na drugim biegunie są w mniejszości chorzy, którzy nie powinni być leczeni insuliną, a jeżeli już, to na zasadzie włącz – wyłącz, kiedy minie ostra destabilizacja równowagi cukrowej. Pokutuje już dawno nieaktualny aksjomat „raz insulina, zawsze insulina” to jest po prostu nieprawda. Oburza mnie fakt, gdy dolegliwości ze strony nóg są  a priori  bez badania „dopinane” do  cukrzycy, a tymczasem gołym okiem widać, że sprawa jest ortopedyczna czy neurologiczna i dawała okresy zaostrzeń znacznie wcześniej zanim doszło do ujawnienia choroby cukrzycowej. Itd. itp.

 

Z jednej strony lekarze specjaliści domagają się wpisywania na listy refundacyjne coraz lepszych, nowoczesnych, nieraz innowacyjnych, bardzo drogich leków przeciwcukrzycowych. Z drugiej, wyraźnie szwankuje niedostateczna opieka diabetologiczna ambulatoryjna, realizowana przez ułomne, bo niepełne zespoły diabetologiczne w specjalistce ambulatoryjnej. Konieczne jest opracowanie systemu wzajemnej współpracy pomiędzy szpitalem, specjalistyczną opieką ambulatoryjną a lekarzem POZ, gdzie dochodzenie do celów leczniczych metodami pozafarmakologicznymi będzie traktowane poważnie i na równi z farmakoterapią. Jak dotychczas działamy w sposób zatomizowany, a medycyna konsultacyjna już dawno umarła śmiercią naturalną. Nie ma i nie będzie leków idealnych, to iluzja. Są i będą przemijające mody, bowiem nowe innowacyjne leki już cisną się na pierwszą linię i historia będzie się powtarzać. „Idzie nowe”, będzie postęp, ale wskaźniki farmakoekonomiczne nie wróżą nic dobrego. Nie powinniśmy się tak łatwo wciągać w designerskie paradygmaty, moim zdaniem prowadzące na manowce w sztuce leczenia, a narzucane nam przez medycznych technokratów, którym w  rzeczywistości chodzi o coś zupełnie innego niż dobro chorego.