Jeszcze raz o zaklinaniu rzeczywistości

Nagromadzenie danych to nie jest jeszcze nauka.

Chorzy na raka płuc żyją dłużej jeśli mają cukrzycę, tak zaopiniowali norwescy lekarze. Jeżeli jednak dokładnie przyjrzeć się tym rewelacjom to okazuje się, że po 3 latach przeżywa już tylko o 2 % więcej chorych na raka płuc z cukrzycą niż bez cukrzycy. Czy z tego wynika, że wyjaśnienie przyczyny dłuższego przeżycia osób z rakiem płuc i cukrzycą może się przyczynić do lepszego leczenia nowotworów? Jeżeli wyniki badań naukowych mieszczą się w granicach błędu statystycznego, to nie można tego traktować jako dowodu na istnienie związku przyczynowego pomiędzy rakiem płuc i cukrzycą w zakresie problematycznego wydłużenia czasu przeżycia chorych, u których zanim wykryto raka płuc, chorowali na cukrzycę typu 2.

Leki inkretynowe mają wiele zalet.

Pozwalają na dobrą kontrolę glukozy we krwi nie powodując jednocześnie tycia – jak insulina i większość doustnych leków na cukrzycę a niektóre (zwłaszcza dwa leki –liraglutyd i eksenatyd) przyczyniają się wręcz do chudnięcia.

Poza tym towarzyszy im niskie ryzyko hipoglikemii i wykazują działanie ochronne wobec komórek beta trzustki.

To manipulacja faktami. Leki te mają jedynie zaznaczone trendy wyżej wspomniane. Liraglutyd stał się nawet modny w kuracji odtłuszczającej osób bez cukrzycy. Do czego to prowadzi można przeczytać na blogach samych lekarzy, którzy w ten sposób próbowali się odchudzać. Jeżeli chcieć na to zjawisko spojrzeć od strony farmakoekonomii (wskaźniki koszt–skuteczność, koszt–ryzyko), to należałoby wylać kubeł zimnej wody na gorące głowy zwolenników nowości terapeutycznych i zwrócenie ich uwagi na równie frapujące, niestety wstydliwie pomijane zagadnienia kompleksowej opieki łączonej nad chorymi i skupienia uwagi na rażących uchybieniach w leczeniu i mizernych jego efektach w odniesieniu do nakładu pracy zespołów leczniczych. Pisałem na ten temat w doniesieniu na tej stronie pt. „O czym diabetolodzy nie dyskutują”. Czas zrozumieć, że punkt ciężkości i skuteczność leczenia w diabetologii wcale nie zależą od coraz to nowych generacji leków metabolicznych, lecz od programów prewencji pierwotnej i wtórnej na poziomie populacyjnym. To musi być zbiorowy konsensus samoograniczeń na różnych poziomach społeczeństwa obywatelskiego. Zaklinanie rzeczywistości przez wyciąganie coraz to nowego króliczka (do gonienia) z cylindra a zatem forsowanie leków innowacyjnych, na które trzeba wydać majątek, to dzielenie medycyny na dwa światy ludzi biednych i bogatych.