Czego nauczyła nas historia insulinowania?

Przed 90 laty, 23 stycznia 1922 r. Frederick Grant Banting z uniwersytetu w Toronto i student medycyny Charles Herbert Best po raz pierwszy wstrzyknęli insulinę Leonardowi Thompsonowi, 14-letniemu choremu na cukrzycę typu 1 ratując w ten sposób życie chłopca, krańcowo wyniszczonego chorobą. Początkowo insulinę podawano kilka razy w ciągu doby, ponieważ preparat stworzony przez dra Bantinga był odpowiednikiem dzisiejszej insuliny krótko działającej. Było to niezwykle uciążliwe, gdyż zarówno strzykawki jak i igły były bardzo prymitywne i niewygodne. Dość powiedzieć, że Leonard Thomson – pierwszy pacjent, któremu podano insulinę, zmarł z powodu ropni skóry po zastrzykach insuliny. Wydawało się, że wyprodukowanie insulin długo działających, które można wstrzykiwać raz czy dwa razy dziennie polepszy dolę chorego. Okazało się, że chorzy leczeni insuliną w ten sposób niestety częściej nabywali późne powikłania słabo kontrolowanej cukrzycy (ślepotę, niewydolność nerek, silne bóle spowodowane neuropatią, amputacje, udary mózgu, zawały serca). Dzisiaj wiemy, że chorzy na tzw. terapii pompowej – insuliną mają największe szanse uniknięcia tych koszmarnych komplikacji. Coraz więcej moich podopiecznych z typem 2 cukrzycy kiedy wchodzą w okres insulinozależności (konieczny suplement insuliny z zewnątrz ciała) decyduje się na pompę insulinową po regeneracji a zatem znacznie tańszą od nowej. Niestety koszt utrzymania tej formy leczenia (8 zestawów wkłuć miesięcznie) powoduje, że rozpowszechnienie tej metody leczenia insuliną w typie 2 choroby cukrzycowej, ma w stosunku do potrzeb, znacznie ograniczony zasięg. My diabetolodzy staramy się w tych sytuacjach naśladować naturę w programach intensywnej insulinoterapii poprzez podskórne iniekcje ultraszybkich analogów okołoposiłkowych i tzw. insuliny bazowej (24 godzinne analogi insuliny tzw. bezszczytowej). Nadal jest to jednak dziurkowanie skóry od 4–6x dziennie.