Światowy Dzień Chorego 11.02.2012

W XXI wieku panuje kult pieniądza, młodości i piękna. Najbardziej boimy się bólu i choroby. Nie chcemy myśleć, że nas dotkną i ciesząc się życiem o nich nie myślimy. Niestety choroba jest nieubłagana i nie znamy chwili jej nadejścia. Lance Armstrong największy sportowiec XX wieku w książce „Mój powrót do życia” napisał: wiara  w sytuacji, kiedy wiemy, że nic nie jest w stanie przedłużyć naszego krótkiego życia i nie ma lekarstwa na naszą śmiertelność – to akt odwagi. Szlachetne zdrowie! Nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz…to jest nadal aktualne. Chorzy mówią: „ zdrowy nigdy nie zrozumie chorego”. Tak jest rzeczywiście. W Polsce mało kto uświadamia sobie, że szlachetny dar zdrowia nie jest stały i trwały na całe doczesne życie. A o tym, co z nami będzie na starość decydujemy my sami tu i teraz. Utrata tego daru, jego ograniczenie i konwersja w kierunku kalectwa lub inwalidztwa mogą czynić nasze życie koszmarem. Stałe i trwałe ograniczenie stanu zdrowia uzależniające nas na co dzień od pomocy osób innych, dla zapewnienia sobie podstawowych środków do życia, to upokarzająca sytuacja. Co więcej, często z mojej praktyki wynika, że cierpienia indywidualnego człowieka przenoszą się na całą rodzinę. Jest to dla nich nieraz zbyt wielki ciężar. Nie potrafią, nie są przygotowani, mają swoje życie i problemy. Osoba po udarze niedokrwiennym mózgu, po zawale serca z trwałą jego niewydolnością czy po amputacji kończyny, pozostaje ze swoimi problemami osamotniona. Służby publiczne (PKOS, Caritas, fundacje skupiające wolontariuszy, pielęgniarki środowiskowe) są niewydolne i nie mogą zapewnić wszystkim potrzebującym godziwej opieki na odpowiednim poziomie. Zatem pozostaje nam jedno, „mądry Polak przed szkodą” profilaktyka zdrowotna. Z pozycji osoby wierzącej, brak należytej dbałości o swój stan zdrowia to przecież grzech. Nasze zdrowie nie jest naszą prywatną sprawą. To dobro wspólnoty i rodziny, bowiem społeczne koszty zaniedbań zdrowotnych biją w nas wszystkich. Prawdziwa wolność to odpowiedzialność za siebie i innych. Co do zachowania i konserwacji własnego zdrowia przypomina mi się wołanie JPII: „nie ustawajcie, wymagajcie od siebie, nawet wówczas, gdyby inni tego od was nie wymagali”. Można by przekornie zapytać, dlaczego w tym arcykatolickim narodzie, jego duchowi ojcowie – kapłani tak rzadko i tak niewiele o tym mówią? Jako katolik spostrzegam swoje życie jako misję, posłannictwo w tym zawodzie, do jakiego zostałem powołany. Moje rozmowy z osobami konsekrowanymi, które wiele mogłyby na tym polu zrobić, nie znajdują zrozumienia. Są zazwyczaj ważniejsze sprawy. Czyżby wartość życia doczesnego, nadal jak w średniowieczu, spostrzegana była w tych kręgach jako vanitas, vanitatum? Mam nadzieję, że się mylę. Nasi kapelani dobitnie do nas przemawiają, nie tylko z okazji światowego dnia chorego i nie tylko w poszukiwaniu sensu ludzkiego cierpienia. Mam nadzieję usłyszeć głos pocieszenia w stylu Lance Armstronga, konstruktywnie, jak walczyć z chorobami, jak mieć nadzieję, jak skrzesać w nas wolę i determinację, aby nie dopuścić do tak wielu cierpień w wyniku niewiedzy, zaniechania i zaniedbania?