Niebezpieczna chemia w produktach spożywczych

Chemiczne środki konserwujące, barwniki, substancje zapachowe, emulgatory, antyutleniacze, promieniowanie gamma itd., to tylko niektóre sposoby sztucznego przedłużania przydatności produktu do spożycia i zwiększenia jego atrakcyjności. Naturalny smak i wygląd zniszczony podczas procesów technologicznych jest im przywracany w sposób sztuczny. Im bardziej produkt spożywczy odbiega od surowców z jakich pochodzi, tym większa jest ilość substancji dodatkowych: polepszaczy, stabilizatorów, sztucznych związków smakowych. Przyznam, że wielokrotnie lustrowałem katalog dopuszczonych do produkcji żywności środków chemicznych, oznakowanych na opakowaniu literą E. Wniosek jest jeden, za dużo tego. Producenci żywności tak manipulują składem tych dodatków, aby na daną objętość lub ilość wagową nie przekroczyć dopuszczalnych norm. Jednak całkowicie ignorują fakt, że konsument w swoim dobowym menu łączy środki spożywcze z różnych grup. Jeżeli zsumować ilość dopuszczalnych dodatków chemicznych do żywności przemysłowej w całej masie pokarmowej z jednego dnia, to okazuje się, że te normy są kilkakrotnie przekroczone. Tu nasuwa się analogia do leczenia wielu schorzeń u tego samego chorego przez kilku specjalistów. Bywa tak, że każdy z tych lekarzy ordynuje swoje leki oddzielnie, nie troszcząc się o to, ile tych leków z różnych powodów chory zażywa łącznie. W obu przypadkach dochodzi do przewlekłych zatruć, gdyż organizm na skutek ciągłego przyjmowania nadmiernej ilości leków lub wysoko przemysłowo przerobionej żywności, nie jest w stanie oczyszczać się z tych toksycznych substancji i dochodzi z czasem do ich kumulacji, z fatalnymi skutkami klinicznymi (nowotwory, zaburzenia trawienia, snu i czuwania, cywilizacyjne choroby metaboliczne). Testy toksykologiczne przeznaczone do badania jakości zdrowotnej jednego produktu są kosztowne, wykonywane wyrywkowo i losowo. Trzeba także ze wstydem przyznać, że lekarze nie śledzą ani nie monitorują w odróżnieniu do lekarstw, ubocznych i niepożądanych skutków działania pozornie bezpiecznych związków chemicznych w żywności po długim okresie ich spożywania. Podejrzewamy od dawna, że wiele z tych substancji ma działanie chorobotwórcze, co więcej w eksperymencie na zwierzętach jest to udowodnione. Producenci żywności bronią się skutecznie, chociażby w ten sposób, że dla przykładu rakotwórcze działanie azotanów ma miejsce tylko wówczas, kiedy przekracza się dopuszczalne normy ich zawartości kilkunastokrotnie. Co więcej, przepisy zezwalają na nie umieszczanie na etykietach niektórych produktów żywnościowych dodawanych substancji obcych. Są to: wina, piwo, moszcz, fermentowane sery i mleko, produkty kakaowe i czekoladowe. Najczęściej słyszy się o barwnikach dodawanych do żywności, gdyż mogą one wywoływać reakcje alergiczne u osób wrażliwych, zwłaszcza u dzieci.Uboczny wpływ barwników na organizm jest różnoraki: mogą wywoływać zmiany na skórze, zaburzenia oddychania, bezsenność i zaparcia, destabilizować ciśnienie tętnicze krwi itd. Azotany sodu lub potasu stosuje się podczas produkcji wędlin i konserwowania (peklowania) mięsa, gdyż bakterie wywołujące botulizm zostają unieszkodliwione. Azotany i azotyny dodatkowo barwią mięso na kolor czerwony. Nawet, jeśli azotany i azotyny chronią nas przed botulizmem, to nie są bezpieczne. Wszyscy regularnie spożywamy azotany: 21%  z wodą,70%  z warzywami i 6% z mięsem. Większa część zostaje szybko wydalona z organizmu, ale część przekształca się w niebezpieczne azotyny. Mają one szkodliwy wpływ na komórki krwi i sam szpik. Konwersja azotynów w nitrozoaminy w żołądku, wywołują nowotwory lub są o to podejrzane. Przeciwutleniacze  umożliwiają zachowanie naturalnych walorów smakowych i wartości odżywczych tłuszczów spożywczych. BHA i BHT to dwa przeciwutleniacze, które stosowane są w przemyśle spożywczym przede wszystkim w produktach ziemniaczanych i tłuszczach.W doświadczeniach na zwierzętach dowiedziono jednak, że powodują wiele niekorzystnych zmian w organizmie. Przykłady można mnożyć, nie jestem od siania defetyzmu w tym względzie. Jednak jak wszyscy konsumenci odczuwam lęk i niepokój z powodu codziennie płynących informacjach o toksykologii żywności i żywienia. Dla przykładu: zła obróbka termiczna czy niska jakość i przeterminowany surowiec. My lekarze czujemy się zwolnieni z ingerowania w proces pozyskiwania surowców czy produkcji samej żywności, sposobu jej dystrybucji i przechowywania. Do tego są powołane określone agendy rządowe. One są niewydolne a toksykologia żywności zaczyna się od sposobu i jakości skarmiania zwierząt ubojowych w chlewie, oborze czy fermie kurzej. Czujemy się zwolnieni od odpowiedzialności za profilaktykę w żywieniu, ponieważ ciąży na nas obowiązek leczenia skutków spożywania zatrutej żywności a od kształtowania zdrowej struktury spożycia i jej regulacji jest państwo. Nasz sposób myślenia o sprawie, powiedzmy to sobie jasno, jest przysłowiowym strusim chowaniem głowy w piasek. Bowiem za skutki braku prewencji w tym zakresie płacimy własnym zdrowiem wszyscy, nabywając schorzenia cywilizacyjne.