Moja krytyka działań prezesa PTD prof. Leszka Czupryniaka

Nie mogę na tle ostatnich wydarzeń nie skrytykować postawy prezesa PTD prof. Leszka Czupryniaka w dniu 27.12.2011, który apeluje, aby dla osób z cukrzycą typu 1 i chorych na cukrzycę typu 2 leczonych insuliną wszystkie dostępne w Polsce paski nadal były dostępne w wysokości opłaty ryczałtowej. Zgłasza również swoje inne, całkiem słuszne postulaty, niestety we własnym imieniu. Nie ma tam wyrażonej myśli, że to jest stanowisko całego gremium diabetologów, łącznie z PSD. W tak krytycznym momencie gdzie państwo szuka oszczędności na chorych (przy najniższych nakładach na opiekę medyczną w Unii) i w białych rękawiczkach dokonuje eutanazji biernej na rzeszach pacjentów pozbawionych możliwości leczenia z przyczyn finansowych, obie strony leczący i leczeni powinni przemówić jednym głosem. Wszak „vox populi vox dei” panie prezesie, w jedności siła. Trzeba lobbować i to ostro, bo podmiot naszych zainteresowań zawodowych jak wiadomo w bardzo małym stopniu interesuje instytucję państwa. Urodzili się „z własnej winy” za wcześnie a ich największa aktywność zawodowa przypadła na czasy komuny. Teraz są zużyci, wyczerpani, schorowani i nie mają już sił walczyć o swoje w odróżnieniu do młodych gniewnych. My lekarze przysięgaliśmy „salus egroti suprema lex esto”. Ten pański głos panie prezesie to taki protest wyrażony śmiesznym szeptem przy kolacji. W moim odczuciu nie ma pan wizji holistycznego spojrzenia na diabetologię w Polsce. Na naszych oczach ogranicza się dostępność chorych do leczenia specjalistycznego, nie znamy opinii PTD na temat opieki łączonej (POZ i specjalistyka ambulatoryjna), wszak dotychczasowe regulacje prawne są nie do zaakceptowania. Proszę odpowiedzieć na podstawowe pytanie, kto odpowiada za jakość tego leczenia i odległe skutki dotychczasowego procederu, ten kto ordynuje, czy ten kto prolonguje leczenie? Wszystko przebiega w czasie rzeczywistym, leczenie wymaga ciągłej modyfikacji i akomodacji w obliczu pojawiających się (in statu nascendi) nowych problemów klinicznych. Jesteśmy ciągle okradani z czasu przeznaczonego na leczenie, w słabym stopniu znamy odległe skutki naszej pracy a chorzy w wyniku także naszych zaniedbań nie osiągają celów leczniczych. W większości interesuje nas farmakoterapia, a co z metodami pozafarmakolgicznymi leczenia na poziomie populacyjnym począwszy od prewencji pierwotnej i obligatoryjnego czynnego wykrywania asymptomatycznej cukrzycy na tle zespołu metabolicznego? Co z prawną regulacją obligatoryjnych szkoleń w zakresie samokontroli i samoleczenia naszych podopiecznych? Jakie narzędzia powinny być użyte, aby to nie były jakieś akcje tylko proces ciągły warunkowany finansowo? Kto w Polsce jest odpowiedzialny za strukturę spożycia: państwo, PIH, NIK, organizacje konsumenckie a może PTD? Jak panu wiadomo diabetologia zaczyna się od obory i chlewu tj. od sposobu skarmiania bydła rzeźnego i tuczu prosiąt. Co z prototypowym zintegrowanym systemem internetowego konta pacjenta sygnowanym przez chorą od zarania instytucję MZ, jaką jest CSIOZ, co z cyfryzacją naszych gabinetów i budową de novo zintegrowanego systemu? Mógłbym mnożyć wrednie nie kończące się pytania, ale nie jestem pewien, jaką wizję prezesowania ustalił pan dla siebie? Jak dotychczas wojownika na tym urzędzie nie widziałem a szkoda, bo czasy są trudne i o wszystko trzeba niestety walczyć. Inaczej wpisze się pan w ornament demokracji i mainstream poprawności, tak szkodliwy dla poziomu lecznictwa w naszym kraju. Od lidera można wymagać więcej, prawda panie prezesie? Zapewne zauważa pan i wyczuwa intuicyjnie, że ten cały systemowy paradygmat rozwiązań w opiece diabetologicznej jest ułomny i niewydolny, mało komplementarny z innymi rozwiązaniami preferowanymi w towarzystwach lekarzy z urzędu zajmujących się leczeniem schorzeń o wywodzie cywilizacyjnym. Często zdarza mi się przysłuchiwać czy odsłuchiwać wywody lekarzy opiniotwórczych w polskiej medycynie, posługujących się banałem i sofizmatami (próbujących stawiać niby poprawne wnioski oparte na fałszywych przesłankach). Tego nie da się przeciągać w nieskończoność, ten wrzód trzeba przeciąć. Apeluję do naszego środowiska lekarzy, w pewnych krytycznych sytuacjach dotyczących nas bezpośrednio i naszych podopiecznych musimy zajmować wspólne na pewno wyważone, ale jednoznaczne stanowisko. Inaczej nasz piękny, wolny zawód rozmienimy na drobne, to byłby pokoleniowy błąd.