XX Ogólnopolska Pielgrzymka Diabetyków na Jasną Górę 10 czerwca 2011 roku

Znowu jesteśmy razem, tam bije serce Polski. Zlot gwiaździsty członków kół wszystkich szczebli organizacyjnych do Matki Bożej, Królowej Polski na Jasnej Górze w Częstochowie, zbiegł się w czasie z 30-leciem działania Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Tym razem bez kapelana, staram się wedle mego doświadczenia i wiedzy zbudować jakąś jaźń wspólnotową w modlitwie, rozpamiętywaniu, śpiewach maryjnych: Śliczna Pani, Czarna Madonna, Polskie Kwiaty, Zawsze z Twoim Synem, wreszcie Barka i Apel Powitalny. Nawet tzw. Godzinki – Śpiewy Maryjne, przecież intonacyjnie trudne, bo zbliżone do gregoriany, ku mojemu zdziwieniu znalazły uznanie.

Brakuje nam osoby konsekrowanej, nie ma naszego koncelebranta podczas Mszy Św. i Drogi Krzyżowej na wałach. Wspominam naszych charyzmatycznych duszpasterzy, księży Bujaka, Galińskiego i innych. No cóż, rola świeckich w Kościele wzrasta, to i my nie jesteśmy od innej macochy. Błogosławiony JPII wielokrotnie powtarzał, iż chorzy są „skarbem Kościoła”. Tutaj czujemy się bezpieczni i potrzebni. Mamy sposobność do rozważenia więzi pomiędzy tajemnicą eucharystyczną, rolą Maryi w planie zbawienia i rzeczywistością bólu i choroby człowieka. Chorzy uczą nas być dobrymi, dają nam szansę służby Chrystusowi: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Wiele osób zadaje pytanie o sens chorowania: „Dlaczego ja?”, „Dlaczego cierpię?” Zadając to pytanie w inny sposób: „Dla kogo cierpię?” Znajdziemy pocieszenie i będzie nam lżej w codziennych zmaganiach z chorobą. Poprzez zjednoczenie z Chrystusem i doświadczenie tajemnicy Miłości Krzyża, możemy pomagać innym w akceptacji i odnajdywaniu sensu cierpienia.

 

 

Rozglądamy się dookoła, siwe głowy pocztów sztandarowych, szeregi przerzedzone, brak ludzi młodych. Co się z Tobą stało PSD? Każdego chorego z zespołem metabolicznym i chorobą cukrzycową powinna przygarnąć nasza organizacja bez względu na wiek, tam powinien czuć się u siebie. Łączy nas przecież wspólnota nie tylko choroby, ale i wiary. Celem współpracy liderów, wolontariuszy, zdrowych, lżej chorych członków jest dobro pacjentów, motywowanie ich do pracy w procesie leczenia, dawanie nadziei, tworzenie sieci wsparcia, uczenie pozytywnego myślenia.

Proces leczenia cukrzycy i innych schorzeń cywilizacyjnych jest aktem ciągłym. Od momentu pierwszego kontaktu, diagnozy, hospitalizacji po względnie trwałe ustabilizowanie choroby, zabiegi rehabilitacyjne. Chory niepełnosprawny na swej drodze spotyka: lekarzy, pielęgniarki, niższy personel medyczny, pracowników socjalnych, psychologów, wolontariuszy, księży. Wszyscy Oni powinni mieć oparcie w PSD, czerpiąc doświadczenie i oczekując wsparcia. Spostrzegam nawet tutaj, że jesteśmy jak rozsypana mozaika, nie znamy się, nie rozmawiamy, nie ma klimatu koleżeństwa, altruizmu, chęci dawania siebie innym. Mam nadzieję, że z okazji zbliżającego się święta Duch Boży pozwoli nam się zjednoczyć i Polskie Stowarzyszenie Diabetyków znowu będzie spostrzegane jak kiedyś na początku, kiedy byliśmy bardzo biedni a idea tej organizacji dopiero przebijała się do świadomości społecznej. Byliśmy wówczas bardzo biedni a struktury w terenie powstawały dosłownie z niczego, bez jakiejkolwiek bazy materialnej. Był entuzjazm i chęć zaistnienia wspólnotowego, powodowała nami wiara i chęć bezinteresownej pomocy innym. Zwracamy się w błagalnej suplikacji do Jasnogórskiej Pani, za Twoją pomocą wszystko jest możliwe nasza Matko. Możemy być znowu razem.

Na terenie Łodzi i okolic PSD istnieje od 1985 roku. Założycielami i organizatorami byli Henryk Dwojacki, Maria Bartyka, od początku pomagał im Edmund Goździecki. Oni już odeszli do domu Ojca. Z grona moich podopiecznych w ostatnim miesiącu odeszła orędować za nami Lucyna Bojarska. W drodze mieliśmy chwilę modlitewnego wspomnienia o tych wszystkich, którzy mając zasługi dla łódzkiej społeczności diabetyków, doszli kresu swojej doczesnej pielgrzymki.

Nad przebiegiem drogi krzyżowej czuwa wiekowy Ojciec Tomasz Karmelita Bosy z Wadowic, zachęca chorych, niech sami zagospodarują przestrzeń sacrum na stacjach Golgoty posadowionych wzdłuż historycznych murów. Trzeba być blisko ludzi i mieć dla nich czas - to zdaniem księdza kapelana jedna z recept na dobre kapłaństwo wśród chorych. Łza się w oku kręci za czasami, kiedy w gwiaździstym zlocie z całej Polski brali licznie udział kapelani z prawie wszystkich diecezji. Budowali w drodze pątniczy klimat skupienia, sprawowali liturgię, intonowali Maryjne Pieśni, modlitwy, koncelebrowali Mszę Św. Mimo utrudzenia ofiarni w zaspokojeniu naszych duchowych potrzeb. Co się takiego stało, że Was nie ma z nami, nasi kochani kapłani, wówczas, kiedy posługi w skali zbiorowej najbardziej oczekujemy?

Odmawiamy na koniec koronkę różańca do Miłosierdzia Bożego Świętej Faustyny. Jest nam lżej na duszy, bo zdaliśmy sobie sprawę, że nasze chorowanie w jakiś sposób wpisuje się w ofiarę naszego Pana i że w tym pośredniczy Jego Matka, nasza Matka. Jesteśmy ludźmi zawierzenia, mamy ufność, że obietnice Chrystusa są nieodwołalne, a Duch Święty wspiera nas i pozostanie z nami aż do kresu czasu, a nowe pokolenie diabetyków, jeżeli tego zapragnie może liczyć na Jego opiekę. Nie możemy się zamykać na osoby chore i potrzebujące wsparcia, jak nie można uciec od cierpienia i bólu. Świat bez ludzi chorych – choć to brzmi paradoksalnie, byłby światem uboższym o przeżycie ludzkiego współczucia, uboższym o doświadczenie nieegoistycznej miłości. Za nasz trud włożony w pracę na rzecz naszych podopiecznych nie oczekujemy nagrody ani wyróżnień. Poczucie, że kiedyś, kiedy ta chwila nastąpi, otrzymamy za Jej pośrednictwem i za wstawiennictwem błogosławionego Jana Pawła II wszystko to, czego oczekujemy i pragniemy, jest wystarczającym aktem zadość uczynienia dla każdego prawdziwie wierzącego chrześcijanina.