Czy nowa grupa leków tzw. inkretynowych jest pułapką dla chorego z typem 2 cukrzycy i jego lekarza?

Powszechny brak należytego szkolenia i egzekwowania pozafamakologicznych metod leczenia w zespole metabolicznym z cukrzycą u naszych podopiecznych weksluje uwagę zespołów leczniczych w kierunku farmakoterapii. Jak zwykle w okresie kampanii promowania nowej generacji leków przeciwcukrzycowych zwraca się uwagę na ich rzekome wszechstronne korzystne działanie tzw. plejotropowe, nie informując jednocześnie jak silne jest to działanie u ludzi i jaką realną korzyść przynosi choremu ich zażywanie. Już to przerabialiśmy np. przy szeroko zakrojonej kampanii promocyjnej tzw. glitazonów angażującej autorytety medyczne. Niestety leki te mające przełamywać insulinooporność nie sprawdziły się. Co więcej, wykazują coraz to nowe niepokojące działania uboczne nakazujące skreślenie ich z farmakopei. Czy tak będzie z nową grupą leków wzmacniających sygnał pokarmowy dla wydzielania insuliny z własnych wysp trzustkowych, tego nie wiemy? Sam fakt, że stosowanie tego typu leku w monoterapii jest zazwyczaj nieefektywne a cele lecznicze są osiągane dopiero w okolicznościach leczenia skojarzonego (klasyczne okołodobowe sulfonylomoczniki+ insulina+metformina+lek inkretynowy), przy zupełnie księżycowych cenach za receptą w aptece (leki te w Polsce nie są refundowane), nakazuje umiarkowany optymizm, powściągliwość i daleko posuniętą ostrożność. Z całym naciskiem należy podkreślić, że w osiąganiu celów leczniczych bliższych i dalszych u osób z cukrzycą typu 2 występującą w ramach zespołu metabolicznego najważniejsza jest zmiana stylu życia, co do preferencji podniebiennych, filozofii odżywiania, procedur przygotowania posiłków i metod angażujących pracę mięśni dla odtłuszczania ciała. Nie łudźmy się, że nowe „cudowne” leki, za ciężkie pieniądze coś zmienią jeżeli hierarchia metod leczenia nie będzie przestrzegana. Łatwo sobie wyobrazić, że lekarz w dobrej wierze, mając tak znakomite rekomendacje, ordynuje tak drogi lek choremu. Chorego poraża cena, ale ma nadzieję, że ta rewelacja w jego przypadku zda egzamin i czyni wszystko, aby lek zakupić. Rychło jednak przekonuje się, że lek nie działa sam w sobie jakby tego oczekiwał. Denerwuje się, ma zespół deprywacji potrzeb i pretensje do lekarza leczącego. Lekarz też człowiek, chciał dobrze, pomawia swojego podopiecznego o pieniactwo. Zaufanie, poważna nić porozumienia zostaje zerwana albo poważnie nadszarpnięta. Lekarze jak się okazuje mają niewielkie doświadczenie własne z tego typu lekami i niewłaściwie usytuowują go w ordynacji dla chorego. Ten ostatni ma to sobie wstrzykiwać lub zażywać, czytał z folderów reklamowych, że lek jest rewelacyjny. Na początku wszyscy są zadowoleni, jest poprawa, ale cele lecznicze nie są osiągnięte. W tych okolicznościach pacjenci mają zwyczaj obarczać odpowiedzialnością za brak postępów w leczeniu swoich lekarzy. Zatem odpowiedź na pytanie zawarte w tytule jest niestety twierdząca.

Diabetolog Zygmunt Trojanowski