Jak z tym rakotwórczym działaniem insuliny?

Dyskusje opiniotwórczych gremiów w diabetologii w roku 2010 przyczyniły się do obalenia mitów i uprzedzeń wykreowanych przez nieuprawnione mass media, co do sprzyjającego rozwojowi nowotworów działania analogu ludzkiej insuliny glarginy. (Der Spiegel: Lantus – nawóz dla komórek rakowych). Początkowo były takie podejrzenia, co do możliwości stymulowania rozwoju raka piersi, przy stosowaniu dużych dawek glarginy >40j/d. Ostatecznie na podstawie badań, które miały na celu zweryfikowanie tego podejrzenia uznano te obawy za nieuzasadnione. Przy okazji jednak zwrócono uwagę na dość istotny problem związku przeleczenia insuliną, czyli zbyt dużych dawek insuliny ludzkiej a występowaniem nowotworów. Zastosowanie insuliny w typie 2 cukrzycy może nakładać się na jeszcze istniejące rezerwy insuliny endogennej, czego efektem jest hiperinsulinemia, co może sprzyjać rozwojowi nowotworów w dłuższej perspektywie czasowej. Na takie ambiwalentne działanie insuliny zwracano uwagę już od dawna. Niedoleczenie jak i przeleczenie jest niekorzystne dla chorych mimo oczywistych wskazań do jej stosowania. Zbyt niskie dawki insuliny przekładają się na znaczne zwiększenie ryzyka komplikacji naczyniowych, ponieważ cele leczenia nie są osiągane. Z kolei wysokie dawki insuliny wynikające z redukcjonizmu terapeutycznego tj. kosmetyki glikemii bez oglądania się na procedury pozafarmakologiczne (odtłuszczenie ciała, elastyczność w leczeniu, codzienna akomodacja w insulinoterapii w skojarzeniu z innymi lekami dzięki umiejętności wyciągania wniosków z samokontroli) są same w sobie onkogenne, ponieważ insulina ex definitione jest czynnikiem wzrostowym, także dla nowotworów. Nie oznacza to wcale, że jest hormonem kancerogennym, tj. że w warunkach stale bardzo wysokiego poziomu we krwi odpowiedzialny za powstawanie nowotworów de novo. Oznacza to jednak, że w tych warunkach może przyśpieszać rozwój nowotworów. Musimy zdawać sobie sprawę, że sama cukrzyca zwiększa ryzyko zgonu i pogarsza rokowanie u chorych na nowotwory złośliwe. Onkogenność insulinoterapii (warunki sprzyjające rozwojowi nowotworów) wynikają z naszych uchybień w leczeniu substytucyjnym prowadzącym do hiperinsulinizmu (zbyt wysokich stężeń we krwi) w warunkach, kiedy forsując takie dawki chcemy przełamać insulinooporność w nadziei na szybkie wyrównanie równowagi metabolicznej organizmu. Hiperinsulinizm powodowany przeleczeniem preparatami ludzkiej insuliny należy korygować metodami pozafarmakologicznymi tj. codziennym wysiłkiem mięśniowym i zbilansowaną dietą redukcyjną a nie zwiększaniem dawek insuliny do poziomu kancerogennego. Ta zasadnicza koodeterminanta skutecznego leczenia choroby cukrzycowej w Polsce, jak i w świecie, mimo wysiłków diabetologów leży odłogiem. Niebagatelne znacznie ma szybkość dochodzenia do celów leczniczych, niecierpliwość samych pacjentów, nieefektywne nauczanie samokontroli i samoleczenia, brak grup wsparcia, zakres odpowiedzialności zespołów leczniczych i samych chorych itd. Presja na szybki sukces w osiąganiu doraźnych celów leczniczych nie służy choremu. Nie służą mu również zbyt ambitne cele lecznicze np. prawie euglikemia (poziomy cukrów jak u zdrowych). Bowiem z każdą dekadą życia i w obliczu różnego stopnia zaawansowania chorób współistniejących cele leczenia zmieniają się nawet u tej samej osoby. Tak naprawdę liczą się cele odległe tego leczenie, na ile uda nam się wspólnie ograniczyć komplikacje odległe generujące kalectwo i inwalidztwo cukrzycopochodne. W tym rzemiośle sentencja: cito, tuto et iucundo (szybko, sprawnie i przyjemnie) nie ma zastosowania. Trzeba dużego doświadczenia, cierpliwości, rozwagi i wzrostu odpowiedzialności chorych za odległe wyniki leczenia przeciwcukrzycowego z zastosowaniem insuliny w typie 2 choroby cukrzycowej. Każda ponadfizjologiczna dawka insuliny może zwiększać ryzyko rozwoju miażdżycy i nowotworów. Takie tendencje obserwuję często w cukrzycy typu 2. Młodsi wiekiem lekarze jakby zapominają, że podstawą przełamywania insulinooporności w zespole metabolicznym jest jednak postępowanie pozafarmakologiczne, co wiąże się z przebudową całego stylu życia naszych podopiecznych. Tymczasem rzeczywistość skrzeczy i to poważnie. Oto z raportu opublikowanego (28.0.2011) wynika, że 26 mln Amerykanów cierpi na cukrzycę (o 10% więcej niż w 2008 roku). Jak jest w Polsce? Hmm.

Spuśćmy na to litościwie wstydliwą zasłonę milczenia. Powiem krótko, jest źle i będzie jeszcze gorzej. Ale to już temat na zupełnie inne doniesienie.

Dr Zygmunt Trojanowski diabetolog