Nasze uchybienia — my lekarze musimy patrzeć na siebie krytycznie

Są specjaliści od lewego płuca czy zastawki dwudzielnej... ale już ostrego wyrostka nie zauważą, bo to już jelito i nie badali. Ogłupiający wpływ EBM i standardów, na których chory często traci cenny czas to nie do końca przemyślany kierunek lansowany przez technokratów medycznych. Doczekać do konsultacji wysokiego specjalisty to graniczy z cudem, można umrzeć dwa razy, a przecież są przypadki nagłe, to widać w oddziałach ratunkowych i izbach przyjęć, gdzie zrozpaczony i bezsilny lud kłębi się w nadziei, że ktoś im w końcu pomoże. Z mojego podwórka: wielce niepokojące i irytujące są sytuacje, gdzie pozostaję jedyną instancją, która bada, jak to ujął napomniany kolega, lekarz tzw. rodzinny: „bo ja nie jestem specjalistą od śmierdzących nóg”

Częściowo ma rację, chorzy nas nie szanują, przychodzą brudni i fetoryczni, w bieliźnie nie zmienianej miesiącami. Dla złagodzenia ostrości spojrzenia mogę dodać, że nie wszyscy moi podopieczni są na tyle sprawni, aby się do tego zbadania np. nóg odpowiednio przygotować.

Pacjent mój z przyczyn nagłych przebywa w szpitalu. Lekarze oczywiście zmieniają insulinę i ostro na chorym eksperymentują, chociaż punkt ciężkości jest gdzie indziej. W innych okolicznościach rodzina per procura przychodzi po leki i insulinę, bo w szpitalu nie mają?

Naszym poważnym błędem jest brak komunikacji między sobą. Pacjent ma prawo coś pokręcić, część nie współpracuje, jeszcze inni zapominają o lekach itd. Chciałoby się rzec repetitio mater studiorum est (powtarzanie jest matką nauk). My lekarze, często nie mamy świadomości "politerapii" jednoczasowej a chory podczas konsultacji nie robi „zsypy”(wykazu wszystkich zażywanych aktualnie leków) albo nigdzie ta łączna ordynacja nie jest wykazana. Rozpacz, nie wiadomo jak zacząć, aby nie szkodzić (primum non nocere) nieprawdaż? Wizyta musi być przełożona, tracimy cenny czas, chory jest niewyrównany. Leczy kilku specjalistów, a my nie komunikujemy się ze sobą w sprawie medykacji wspólnego pacjenta. To poważny błąd. Niestety to jest nagminne zjawisko. Wiem, za telefony trzeba płacić, tempus fugit (czas ucieka) itd. Z drugiej strony nobles oblique (szlachectwo, czytaj zawód zobowiązuje). Nawet najlepsze leki w polipragmazji (zbyt duża ilość specyfików aplikowanych choremu jednoczasowo) stają się trucizną gdyż chory nie jest w stanie metabolizować i wydalać końcowe produkty ich przemiany na czas, aby na odległość nie śmierdzieć apteką. Poza tym szwankuje compliance (zrozumienie i stosowanie się do ordynacji lekowej). Często spostrzegam uchybienia w łączeniu leków, kiedy akurat takie junctim jest przeciwwskazane. Interakcje leków niepożądane, uboczne skutki ich działania zdarzają się bardzo często. Ta wiedza acz olbrzymia nie jest tajemna i trzeba daną konstelację leków weryfikować pod tym kątem na bieżąco, wystarczy kliknąć „myszką” PC. Czyż nie?

Dr Zygmunt Trojanowski