Szlachetne zdrowie!

Szlachetne zdrowie! Nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz… to jest nadal aktualne. Chorzy mówią: „zdrowy nigdy nie zrozumie chorego”. Tak jest rzeczywiście. W Polsce mało kto uświadamia sobie, że szlachetny dar zdrowia nie jest stały i trwały na całe doczesne życie. A o tym, co z nami będzie na starość decydujemy my sami tu i teraz.

Utrata tego daru, jego ograniczenie i konwersja w kierunku kalectwa lub inwalidztwa mogą czynić nasze życie koszmarem. Stałe i trwałe ograniczenie stanu zdrowia uzależniające nas na co dzień od pomocy osób innych, dla zapewnienia sobie podstawowych środków do życia, to upokarzająca sytuacja. Co więcej, często z mojej praktyki wynika, że cierpienia indywidualnego człowieka przenoszą się na całą rodzinę. Jest to dla nich nieraz zbyt wielki ciężar. Nie potrafią, nie są przygotowani, mają swoje życie i problemy. Osoba po udarze niedokrwiennym mózgu, po zawale serca z trwałą jego niewydolnością, czy po amputacji kończyny pozostaje ze swoimi problemami osamotniona. Służby publiczne (PKOS, Caritas, fundacje skupiające wolontariuszy, pielęgniarki środowiskowe) są niewydolne i nie mogą zapewnić wszystkim potrzebującym godziwej opieki na odpowiednim poziomie. Zatem pozostaje nam jedno, „mądry Polak przed szkodą”- profilaktyka zdrowotna. Z pozycji osoby wierzącej brak należytej dbałości o swój stan zdrowia, to grzech. Nasze zdrowie nie jest naszą prywatną sprawą. To dobro wspólnoty i rodziny, bowiem społeczne koszty zaniedbań zdrowotnych biją w nas wszystkich. Prawdziwa wolność to odpowiedzialność za siebie i innych. Co do zachowania i konserwacji własnego zdrowia przypomina mi się wołanie JPII: nie ustawajcie, wymagajcie od siebie, nawet wówczas, gdyby inni tego od was nie wymagali. Można by przekornie zapytać: dlaczego w tym arcykatolickim narodzie jego duchowi ojcowie – kapłani, tak rzadko i tak niewiele o tym mówią? Jako katolik spostrzegam swoje życie jako misję, posłannictwo w tym przedmiocie do jakiego zostałem powołany. Moje rozmowy z osobami konsekrowanymi, które wiele mogłyby na tym polu zrobić, nie znajdują zrozumienia. Są zazwyczaj ważniejsze sprawy. Czyżby wartość życia doczesnego, nadal, jak w średniowieczu spostrzegana była w tych kręgach jako vanitas, vanitatum? Mam nadzieję, że się mylę. Nasi kapelani będą dobitnie do nas przemawiać, nie tylko z okazji światowego dnia chorego i nie tylko w poszukiwaniu sensu ludzkiego cierpienia, ale także konstruktywnie, w duchu jak nie dopuścić do tak wielu cierpień na własne życzenie.

 

Dr Zygmunt Trojanowski, diabetolog i internista